Wraz z niedawnym przesileniem zimowym, które miało miejsce 22 grudnia, grupa Rodzimowiercza MIR świętowała Szczodre Gody w miejscowości Wilkowice w chacie na Rogaczu. Podczas trzydniowego pobytu wychwalaliśmy naszych Bogów, aby w końcu powitać młode Słońce wraz z naszymi Przodkami.
Szczodre Gody są jednym z głównych obrzędów cyklu solarnego, na którym głównie opiera się kalendarz naszej wiary. Wraz z dniem 22 grudnia, Słońce zastyga w zenicie na najkrótszy dzień w roku. Od tego momentu, każdy kolejny (dzień) będzie się wydłużał, a Swaróg z coraz większą mocą będzie nas obdarowywał ciepłem i życiem. Jego promienie, silne, życiodajne będą nam towarzyszyć do następnego przesilenia.
Czas świętowań to nie tylko obrzęd i uczta, zaczął się bowiem dużo wcześniej – ludzie przygotowywali się do wyjazdu, pakując się, zbierając najważniejsze dla siebie rzeczy. W domach zaczęły pojawiać się różnorakie potrawy, których to później mieliśmy przyjemność kosztować podczas biesiady. Grupa chóralna po uprzednich próbach śpiewu mogła ze spokojem wyczekiwać święta. Jednak atmosfera radości przeplatanej tęsknotą towarzyszyła nam już chyba od zeszłego roku.
Dnia 21 grudnia mogliśmy się spotkać właśnie tu, w Chatce na Rogaczu – na Szczodrych Godach. Po rozpakowaniu przeszliśmy do wspólnej zabawy.
Wraz z początkiem następnego dnia, rozpoczęliśmy przygotowania do obrzędu i następującej po nim biesiady, i tak samo jak wcześniej w domach, tak i tutaj każda nowa potrawa wychodząca z kuchni sprawiała nam ogromną radość. I następna potrawa, i następna – i im gęściej na stołach, tym bliżej obrzędu i wspólnego radowania się biesiadą. Mężczyźni przygotowywali drewna na Święty Ogień, urządzając również samo miejsce obrzędowe. Kobiety i dzieci przystrajali szczodrze chatę – nie mogło zabraknąć oczywiście podłaźniczki! A z kuchni ciągle wydobywały się zapachy potraw – pierogów, gulaszu, blin, kutii, śledzi oraz przeróżnych ciast, motywując nas do pracy.
Chór po ostatniej próbie wokalnej, również był już gotowy do działania. Dzięki sprawnej pracy, płynącej prosto z naszych serc, wszystko było gotowe już na godzinę przed obrzędem. Po wyrychtowaniu nie tylko naszego wspólnego otoczenia, ale i również samych siebie, wszyscy ruszyliśmy w stronę miejsca obrzędowego.
Sam obrzęd zaczął się po zgaśnięciu ostatniego promienia posłanego Mokoszy przez Swaroga – wtedy mogliśmy – w kręgu słowiańskim, kręgu naszych przodków a zarówno naszym, własnym zawezwać Bogów, jak i przodków z imion wypowiadanych w duchu i myśli. A wszystko to w kręgu Świętego Ognia, w skupieniu i oddaniu celebrując tę jakże ważną dla nas chwilę. Grupa chóralna intonując pieśni bliskie naszym sercom, a i Bogom pewnikiem miłe – dodawała powagi, tajemniczości, ale również spokoju i miłości ogarniających nas wszystkich …
Podczas obrzędu przywołani zostali nasi bogowie – Marzanna, Weles, jak i również Swaróg. Oczywiście nie zapomnieliśmy o naszej Mokoszy, którą to godnie pożegnaliśmy, albowiem pogoda dawała nam informację że Matka nasz
a, wilgotna ziemia, jeszcze jest z nami i nie śpi. Żercy nie mogli pominąć obowiązkowo naszych dziadów, przodków, co by i oni mogli zasiąść przy biesiadnym stole, bawiąc i ciesząc się razem z nami. Wszyscy w końcu byliśmy świadkami końca starego, a już za niedługo początku nowego.
Po wspólnych toastach i życzeniach, krąg został rozwiązany i wszyscy udali się na wspólną biesiadę. Dla naszych przodków był to czas odpoczynku i korzystania z plonów całego roku, radowali się więc tym Szczodrym Wieczorem, którego końca trudno było dojrzeć. Tańce przy wspaniałej muzyce, w ciepłym, rodowym gronie, przeplatane żartami, rozmowami i przerwą na napitek i jadło jak to w zwyczaju bywa.
Cała izba wypełniona gwarem rozmów, szumiącym przyjemnie śmiechem dzieci korzystających z radosnego czasu spotkań. Po rozgrzaniu ducha, wspaniale było skorzystać z zalety chatki i wyjść chłodnym wieczorem na taras. Czyste powietrze i piękne, górskie widoki cieszyły oko i duszę. Biesiada mogłaby trwać bardzo długo, gdyby nie zmęczenie, po którym oddaliśmy się w objęcia snu dającego spokój i odprężenie.
Trzeci, ostatni dzień naszego spotkania przebiegł już raczej chmurnie – ludzie zajęci byli sprzątaniem, pakowaniem rzeczy, prowadzeniem ostatnich rozmów. Po skrzętnym oprzątnięciu chaty po naszej gościnie, niespiesznie czekaliśmy już na wyjazd do domów. Wszystko, co dobre w końcu się kończy.
Szczodre Gody to jeden z głównych obrzędów kalendarza słowiańskiego. Nic dziwnego, związane są z odwiecznym schematem naszego wszechświata – stare przechodzi w nowe, jeden cykl się kończy, dając początek kolejnemu. Właśnie na owym obrzędzie, celebrowaliśmy ten porządek – żegnając po całym roku stare Słońce i witając nowe, które to po przesileniu o godzinie 7 rano wzeszło na nieboskłonie.
Patetyczność tego święta, a raczej związana z nim alegoria odwiecznego cyklu jest dla nas bardzo ważna. Każdy z nas podczas swojego życia przechodzi przez pewne etapy. Tak jak w przyrodzie więc, bardzo ważne jest zachowanie tej harmonii. Dzięki niej możemy się rozwijać i iść dalej – tak jak ziemia po całym roku może odpocząć i przygotować się na kolejny. My również powinniśmy pozwolić sobie na swego rodzaju wyciszenie, postój po całym roku, abyśmy mogli w spokoju przyjrzeć się nam samym i z większą energią przygotować się na kolejny, oczywiście jak najlepszy.
Przez trzy dni naszego świętowania Szczodrych Godów, mogliśmy razem z Bogami i Przodkami naszymi bawić się i wychwalać jakże wspaniały czas. Jako iż to czas radości, wszyscy czerpali z ogromną chęcią otaczającą nas energię w tą szczodrą porę. Nie ma większej przyjemności niż spędzanie cennych dla nas chwil, w gronie wartościowych, bliskich osób. Szczęście bowiem najlepiej nasyca, gdy ma się nim z kim podzielić. Święto Szczodrych Godów dało nam taką możliwość – oddaliśmy cześć naszej naturze, bogom i przodkom, a zarazem spędziliśmy czas na wspólnym dzieleniu się radością, która to towarzyszyła nam przez całe święto.
Sława!
Autor: Mszczuja